Archiwum 20 lutego 2018


lut 20 2018 Trochę o sobie
Komentarze (0)

Witam każdego odwiedzającego bloga z osobna,

w pierwszej kolejności napiszę coś o sobie. Mam 28 lat i pochodzę z niewielkiej miejscowości, gdzie można powiedzieć, że wszyscy wiedzą wszystko, a jeśli jeszcze nie wiedzą to zaraz na pewno się dowiedzą. Pochodze z rodziny wielodzietnej, kiedyś mi to przeszkadzało, obecnie cieszę się że mam ich wszystkich. Jestem mężatką od roku, mam 2,5 letniego syna, którego kocham nad życie i dla którego próbuję żyć i coś zmienić, żeby nie musiał ponosić konsekwencji moich złych decyzxji. Jego istnienie utrzymuje mnie nadal przy życiu. Gdyby nie ta mała istotka, pewnie nie byłoby mnie na tym świecie.

Największym moim błędem życiowym jaki mogłam tylko popełnić było sięgnięcie po pożyczkę tzw. "chwilówkę". Przeklinam dzień, w którym to zrobiłam. Nie umiem sobie tego wybaczyć i nigdy sobie tego nie wybaczę. Jak z jednej głupiej pożyczki wpadłam w pętle kredytową i doprowadziłam do tego, iż moja rodzina upadła na zupełne dno finansowe. Mam nadzieję, że tylko na dno finansowe, że to wszystko przetyrwamy i będziemy razem na zawsze.

Już wiecie, że moim problemem są pieniądze, a raczej ich brak. Brak na spłatę wszystkich bezmyślnie zaciągniętych kredytów.

Troszkę mi lżej z tego powodu, iż nie jestem z sama, bo jest przy mnie mąż, który o problemie dowiedział się dużo za późno, rodzina męża, która stara się nam pomóc na wszystkie sposoby i moja rodzina, która też wkłada wszelkie starania abyśmy wyszli z pętli zadłużenia.

Chociaż ja juz tracę nadzieję, że cokolwiek uda się nam zrobić w tym kierunku. Nie mam wizji na spłatę zadłużenia i w miarę jakieś spokojne życie. Raty wszystkich zobowiązań przekraczają trzykrotnie nasze możliwości finansowe. Na chwilę obecną rodzina nam dokłada na życie i najpilniejsze raty, ale cały czas jest mało, bo jedną ratę spłacimy to pojawia się następna i kolejna i wszystko na nowo. Jeszcze nie jesteśmy na etapie komornika czy nakazów zapłaty ale czuję, że to się zbliża i to bardzo sużymi krokami. Boję się co to będzie jutro, co będzie za tydzień, miesiąc czy rok. Wiem, że rodzina nie pozwoli żebyśmy wylądowali pod mostem, ale nie o to wszystko w tym chodzi. Nasze życie zmienia się z dnia na dzień. Jeszcze nie wiemy co nnas czeka, ale tego się boimy. Tracimy możliwość wypowiadania się i podejmowania decyzji, teraz inni za nas to robię, bo my utraciliśmy grunt pod nogami. Ale czy tak się da? Czy ktoś za nas to wszystko przeżyje? Mnóstwo pytań się nasuwa i złość, złość na siebie, że przecież to Twoja wina, sama do tego doprowadziłaś, dlatego teraz się zamknij i słuchaj innych, nie możesz powiedzieć co Ci się nie podoba bo przecież inni Ci chcą pomóc, ułożyć życie za Ciebie, bo spieprzyłaś swoją szansę na spokojne życie. Ale czy tak się da żyć, żeby ktoś Ci wszystko układał i mówił co masz robić?

konsekwecjezlychdecyzji